Coś czuję, że walę Krakowy, Poznanie, a nawet Gdański i Łodzie, jadę do Francji, choćbym miała tam na jogurt zarabiać czyszczeniem szaletów.
- wiesz co?- co?
- no bo ten...
- który?
- tamten...
- nie znam.
(...)
- bo się zastanawiam, kiedy ci powiedzieć, że w marcu do Warszawy jadę.
Ciekawe, czy to coś znaczy, że bardziej niż z nowego materaca ucieszyłam się z trzech metrów szarego papieru, w który był zapakowany.
...i to, że na 400 zdjęć z dwutygodniowego wyjazdu, jestem na dwóch. W tym na jednym ratuję życie fantomowi (jak zwykle).

Fotki w podartych rajstopach nie odnalazłam.
Odnalazłam za to fotkę narzeczonego w swoim portfelu.

A ogólnie to jestem w stanie nieodczuwania niczego z prostej przyczyny, iż pół dnia zajmuje mi przebywanie z ludźmi pewnego specyficznego rodzaju, co wysysa ze mnie wszelkie pokłady tej radości, z powodu której nazywano mnie słoneczkiem kursu.
Nie wiem jak tu się dodaje komentarze. Sorry.